Data: 07-07-2017

Bogu na chwałę, ludziom na pożytek

Parafialny Chór Sursum corda 1 i 2 lipca 2017 r. występował w kościele pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Jaworowie, a także w Bazylice archikatedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny we Lwowie. Dużymi krokami zbliża się jego pierwsza rocznica pięknej działalności.

Z ks. Łukaszem Kramarzem wikariuszem parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Radymnie, jednocześnie założycielem i dyrygentem tego chóru rozmawia Zdzisław Wójcik.

Z.W.: - Proszę przybliżyć czytelnikom historię powstania chóru, pierwszą próbę oraz inauguracyjny występ.
Ł.K.:
- Nie chciałbym podać jakiejś nieprawdziwej informacji, ponieważ w natłoku tych wszystkich obowiązków i spraw bieżących z pewnością zdążyło mi coś umknąć. Na pewno, kiedy objąłem obowiązki wikariusza w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Radymnie jednym z wielu tematów, jakie gdzieś się pojawiały był temat mojej przygody z muzyką. Konkretnie związany z moją działalnością w chórze "Nicolaus" w mojej rodzinnej miejscowości Kraczkowej, a także w chórze i scholi seminaryjnej. Były to tematy, które sprowokowały ks. Proboszcza do pomysłu założenia chóru w parafii. Wspominałem już kiedyś w jednej z audycji radiowych, że i sam ks. abp Adam Szal kilkakrotnie pytał mnie, "czy założył już ksiądz chór w Radymnie"? Zawsze, ilekroć pytał, odpowiadałem z lekkim uśmiechem, że jeszcze nie, dając sobie czas na to, że może moim przełożonym przejdzie ten pomysł. Nie czułem się na siłach, by podejmować się takiego dzieła, ale nie udało się. Z perspektywy czasu stwierdzam - i dobrze. Dodatkową motywacją były zbliżające się święcenia diakonatu, które miały mieć miejsce w naszej świątyni. Dostałem telefon z Wyższego Seminarium Duchownego z Przemyśla z zapytaniem, czy przygotuję "jakąś" scholę, która zaśpiewa w czasie święceń. Pomyślałem sobie, że jak w Radymnie nie da rady, to gdzie? I tak to chyba się zaczęło. Zebrała się mała grupka i zaczęliśmy ćwiczyć. Zaśpiewaliśmy na diakonacie, a później zrodziło się pytanie, co dalej? A wyglądało to w ten sposób, że w naszej parafii powstały cztery diakonie: ekonomiczna, charytatywna, ewangelizacyjna i liturgiczno-modlitewna. Odpowiedzialnym za tą ostatnią zostałem właśnie ja. Z niej to wyłoniło się kilku nowych członków i tak powstał chór. Pamiętam pierwszą próbę, na której nauczyliśmy się pierwszej pieśni pt. "Głoś imię Pana". Naszym, już jako chóru pierwszym występem była oprawa Mszy św. odpustowej 26 sierpnia 2016 roku.

Z.W.: - Ile chór posiadał w swoim repertuarze utworów na początku swojej działalności, a ile ma obecnie?
Ł.K.:
- Zaczęliśmy od tych trzech czy czterech opracowanych specjalnie na odpust. Po odpuście kontynuowaliśmy naukę z myślą o 11 listopada. Później były kolędy, których nauczyliśmy się 12 w ciągu półtora miesiąca. Następnie ćwiczyliśmy utwory na XI Podkarpacki Przegląd Pieśni Pasyjnej, który miał miejsce w Radymnie. Trzeba było przygotować również kilka pieśni na Triduum Paschalne no i na okres wielkanocny. Później okazało się, że pojedziemy koncertować na Ukrainę, więc też trzeba było czegoś się nauczyć, ponieważ repertuar był ciągle zbyt skromny. Dzisiaj w swoim segregatorze mamy 42 utwory. Trzeba powiedzieć, że ten pierwszy rok to przygotowywanie różnych pieśni na bieżące wydarzenia.

Z.W.: - Nietrudno zauważyć, że wśród chórzystów są rodziny.
Ł.K.:
- Tak to prawda. W chórze śpiewają, można powiedzieć całe rodziny. Niejednokrotnie śpiewa mama, syn/córka, jest też matka z ojcem i ich dziecko, śpiewają rodzeństwa. Różne pokrewieństwa krwi można spotkać w naszym chórze.

Z.W.: - Praca w chórze to służba Bogu i oddawanie Mu czci przez śpiew. Jednak dyrygent i chórzysta pracuje nie tylko podczas koncertu, ale niemalże przez cały rok?
Ł.K.:
- Zgadza się. Niejednokrotnie wyobrażenie jest takie, że wystarczy wziąć do ręki nuty i można śpiewać. Niestety jest to nieco inaczej, to długa, ciężka praca. Można powiedzieć, że są to niekiedy godziny wyczerpujących prób, po dwa, a nawet trzy razy w tygodniu. Organizowane są to spotkania w samych głosach, a także z całym chórem. Dodam, że nasz chór wzbogacony jest o kilka instrumentów smyczkowych, a także flety. A więc jak dla mnie, jako prowadzącego zajęcia są to dodatkowe godziny poświęcone na próby z instrumentalistami. Bywa, że w tygodniu spędzam blisko 10 godzin w sali prób, nie licząc czasu włożonego w przygotowanie utworu, skopiowanie go dla wszystkich chórzystów.

Z.W.: - Wiem, że próby są bardzo ważnym elementem w pracy chóru. Są jednak i inne istotne sprawy, o których ktoś musi pamiętać, by koncert mógł się odbyć.
Ł.K.:
- Ważnych jest wiele kwestii, których na zewnątrz nie widać. To wykonywane telefony czy inne wiadomości informujące o próbach, to troska o to, by chór mógł odpowiednio być ustawiony, a wiec mam na myśli praktykable, o które zatroszczył się ks. Proboszcz. Są one czymś istotnym, ponieważ umożliwiają takie zajęcie miejsc, że wszyscy chórzyści mają kontakt wzrokowy z dyrygentem, ale i pod względem estetycznym chór w czasie występu wygląda okazale. Ponadto z uwagi na różnicę poziomu lepiej słyszalny jest głos. Ze względu na to, że nie jesteśmy tylko samym chórem, ale towarzyszą nam jak wcześniej wspomniałem instrumenty, pamiętać musimy również o przygotowaniu pulpitów czy chociażby zwykłych krzeseł. Zawsze jest to jakimś dodatkowym obciążeniem, ale w efekcie przynoszącym wiele radości mimo, że czasem pojawia się zmęczenie.

Z.W.: - Aby śpiew był modlitwą wypływającą prosto z serca, oprócz prób - niezwykłego czasu owocnej pracy, potrzebne są niewątpliwie każdemu chórzyście pewne predyspozycje, jakieś podstawowe umiejętności, wykształcenie muzyczne?
Ł.K.:
- Potrzebne jest to coś, co nazywa się talentem. Są chórzyści bardziej uzdolnieni, są też i tacy, którzy potrzebują więcej pracy. Pan Bóg każe rozwijać talenty, a więc rozwijać swoje zdolności. To wszystko dokonuje się podczas prób. Rozwijają się chórzyści, rozwija się prowadzący. Każdy człowiek, niezależnie od wykonywanego zadania cały czas powinien się rozwijać. W naszym zespole chórzyści są na różnym stopniu zaawansowania muzycznego. Zdecydowana większość, to amatorzy, którzy po prostu lubią śpiewać. Próby są okazją do tego, by poznawać podstawowe zasady niezbędne w muzykowaniu. Z perspektywy czasu widać, że zaczynamy się rozumieć. Początkowo pojęcia takt, system, ćwierćnuta etc. dla większości były czymś abstrakcyjnym. Dzisiaj jest już zdecydowanie lepiej.

Z.W.: - Słuchałem Was wiele razy. Zawsze byłem pełen podziwu dla propozycji repertuarowych, dobranych z wielkim smakiem i pieczołowitością tak, aby zadowolić różne gusta. Zapewne pamięta Ksiądz pierwszy występ poza parafią?
Ł.K.:
- Pamiętam z uwagi na to, że było to stosunkowo niedawno, bo w listopadzie ubiegłego roku i dodatkowo w Nienowicach. Zaznaczę, że katechizowałem w tamtejszej szkole, wobec tego słuchali nas m.in. moi uczniowie. Później była okazja do tego, by porozmawiać z tamtejszym proboszczem, który notabene jest umuzykalniony i mógł się profesjonalnie wypowiedzieć na nasz temat. Występ ten był okazją do dyskusji także z dyrektorem, z nauczycielami czy wreszcie z uczniami, którzy często pod nosem, nawet na religii nucili fragmenty naszych utworów. Stąd ten pierwszy wyjazdowy występ zapamiętałem.

Z.W.: - Blisko roczny trud służenia swym śpiewem Bogu na chwałę i ludziom na pożytek mógłby z czasem zostać zatarty w ludzkiej pamięci. Ufam, że temu w sposób planowy staracie się zapobiec.
Ł.K.:
- Oczywiście. Dzisiaj jest o wiele łatwiej zarchiwizować swoje występy z uwagi na chociażby internet. Nasza strona na profilu facebookowym jest okazją do tego, by utrwalać występy poprzez krótką notatkę czy zamieszczone zdjęcie. Płyty z naszą muzyką co prawda jeszcze nie mamy, ale myślę, że będzie na pewno okazja do tego, by nagrać kilka utworów.

Z.W.: - W tym czasie koncertowaliście kilkadziesiąt razy, przejechaliście setki kilometrów. Na próbach spędziliście blisko 150 godzin. Jest to niemały trud, zarówno dla chórzystów w sile wieku, jak i dla młodych, a także już dojrzałych artystycznie członków chóru. Jednak swoimi koncertami wnosicie do serc wielu ludzi niepowtarzalne wrażenia. Proszę opowiedzieć choćby o tym ostatnim koncercie.
Ł.K.:
- Zanim z miłą chęcią powspominam nasz ostatni występ, chciałbym przywołać kilka innych, by pokazać, że te godziny które Pan pozwolił sobie wyliczyć nie były zmarnowane. Każdy z nas od dziecka zakochany jest w naszych polskich kolędach. Niesamowitym przeżyciem dla każdego chórzysty był występ przed Pasterką. To szczególne, rodzinne święta, które wzbogacone o śpiew kolęd są czymś niezapomnianym. W styczniu na tzw. "wieczorze kolęd" powtórzyliśmy nasz repertuar, tym razem z udziałem dzieci z Przedszkola Samorządowego w Radymnie. Powiem, że bardzo zaskoczyła mnie publiczność, która wypełniła cały, zresztą nie taki mały parafialny kościół. Przyjechali wówczas słuchać naszych kolęd także i nasi sympatycy, którzy musieli pokonać kilkadziesiąt kilometrów. Było to bardzo dla nas miłe.
Innym bardzo ważnym przeżyciem był udział w XI Podkarpackim Przeglądzie Pieśni Pasyjnej, który tradycyjnie odbywa się w Radymnie. Była to także okazja do przełamania pewnych barier. Usłyszane wówczas oprócz wskazówek słowa, że jest to dobrze zapowiadający się zespół są motywacją do dalszej pracy.
Śpiewaliśmy także w mojej rodzinnej miejscowości w Kraczkowej w 12 rocznicę śmierci Jana Pawła II. Była to dla nas również okazja do solidnej pracy z uwagi na to, że jest to miejscowość, w której funkcjonuje znany chór "Nicolaus". I znowu ciepła atmosfera, miłe słowa ze strony ludzi, którzy od dziecka zajmują się muzykowaniem, mam na myśli chociażby Pana Zdzisława Magonia dyrygenta chóru i orkiestry "Nicolaus", który specjalnie po tradycyjnym już koncercie w Sali Balowej Zamku w Łańcucie przyjechał nas posłuchać.
Jeśli chodzi o ten ostatni nasz występ, to mogę krótko powiedzieć, że zapadnie on głęboko w mojej pamięci z uwagi na to, że koncertowaliśmy w miejscach, co do których mam jakiś dziwny sentyment. Początkiem lipca br. śpiewaliśmy na Ukrainie, a konkretnie w kościele pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Jaworowie, a także w Bazylice archikatedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we Lwowie. Spotkaliśmy tam bardzo serdecznych ludzi, którzy nie kryli wzruszenia, kiedy śpiewaliśmy chociażby "Śliczna Gwiazdo miasta Lwowa". Na marginesie wspomnę, że byłem pozytywnie zaskoczony, gdy w momencie wykonywania tej pieśni cała katedra wstała - jak do hymnu. Był to nasz pierwszy zagraniczny wyjazd, stąd wielkie przeżycie, emocje, a teraz mnóstwo niezapomnianych wspomnień. Mamy kolejne zaproszenia do naszych braci zza wschodniej granicy, więc pracujemy dalej i przygotowujemy kolejny repertuar.

Z.W.: - Ile sopranów, tenorów, altów i basów wchodzi w skład chóru?
Ł.K.:
- Jest to z jednej strony proste pytanie, ale jednocześnie trudne z uwagi na nieuniknioną rotację osób w takich zespołach. Na obecną chwilę jest osiemnaście sopranistek, jedenaście altów, siedmiu tenorów, jedenastu basów i osiem instrumentalistek (cztery skrzypce, dwie wiolonczele i dwa flety). Razem pełny skład liczy 55 osób plus dyrygent.

Z.W.: - Jakimi słowami zachęciłby Ksiądz innych do wstąpienia do chóru?
Ł.K.:
- Hm? Zanim słowa zachęty, to chciałbym, poniekąd zachęcając podzielić się tym, czym sam przez lata się zajmowałem. Jako gimnazjalista i licealista spędziłem czas w podobnym zespole. Śpiewałem w chórze "Nicolaus" w swojej rodzinnej miejscowości. To był bardzo wspaniały czas w moim życiu. Momentami było ciężko, ponieważ niejednokrotnie śpiewaliśmy dwa, trzy razy w tygodniu po 2 godziny minimum. W momencie zbliżających się występów jeszcze więcej, wyjeżdżając na trzydniowe zgrupowania. Tam śpiewało się całymi dniami. To wszystko w jakimś stopniu było męczące. Dzięki temu poświęceniu trochę zwiedziłem, ale nade wszystko dużo się nauczyłem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie był to zmarnowany czas. Zdobyte wówczas doświadczenie jest mi teraz bardzo potrzebne, kiedy prowadzę chór, o którym rozmawiamy. Konkludując powiem tak: wiem, że w Radymnie ludzie śpiewają, ale się nie ujawniają. Często usprawiedliwiają się brakiem czasu, ale myślę, że i strach też jest trochę obecny. Jakich miałbym użyć słów, by zachęcić innych? Przychodzą mi na myśl słowa jednej piosenki "żyj z całych sił" i daj coś więcej od siebie niż tylko to, co musisz.

Z.W.: - Tuż po Mszy św. odpustowej odprawionej 23 czerwca 2017 r. w kościele pw. NSPJ w Radymnie, jeszcze przez chwile piękny śpiew wypełniał świątynię, chwaląc Pana i dziękując za ten dar, jakim jest nasz chór. Siła tego śpiewu przeniosła się do wielu naszych wrażliwych serce. Życzę chórowi, aby wspomnienie to trwało w naszych sercach długo, a w sercach tych wszystkich, którzy choć raz mieli możliwość usłyszenia tych wspaniałych głosów, jeszcze dłużej. Dziękuję za rozmowę. Szczęść Boże!

Zdjęcia - archiwum chóru



NAJNOWSZE
Gdzie nas zabierze tym...
Przed nami kolejna wyprawa z Przemyskim Klubem...
Ukończyłeś 65 lat i...
Informujemy o możliwości bezpłatnej ochrony przed...
Zapraszamy na Festiwal...
Festiwal Roślin, czyli największa impreza tego typu w...
Zapraszamy na...
Dyskusyjny Klub Książki oraz Przemyska Biblioteka...
Największe...
Zapraszamy do zaczarowanego świata czekolady,...


NAJPOPULARNIEJSZE
*Dzień Strażaka* w...
Piątek 5 maja 2017 był szczególnym dniem dla...
Bryg. Daniel Dryniak...
28 kwietnia, tuż po godzinie 13. w Sali Obrad Urzędu...
Spotkanie w PWSW
24 kwietnia 2017 r., na zaproszenie samorządu...
Dar serca
Podzielili się wiedzą, doświadczeniem i...
Noc Muzeów 2017 w...
Serdecznie zapraszamy na Noc Muzeów, która odbędzie...
arrow_upward