Dostrzec iskierkę dobroci
Z Panem Karolem Janigą z Radymna - poetą, studentem, członkiem Ruchu Światło-Życie i ceremoniarzem rozmawia Zdzisław Wójcik.
Z.W.: - 19 października 2021 r. podziwiałem Pana, wraz z liczną publicznością zgromadzoną w hali sportowej, podczas uroczystości nadania imienia o. Wenantego Katarzyńca Szkole Podstawowej w Świętem w gminie Radymno.
K.J.: - Recytowałem tam autorski wiersz pt. "Modlitwa Wenantego". Napisałem go w 2020 r. specjalnie na II ogólnopolski Konkurs Literacki "Ojciec Wenanty - Czy znasz?", organizowany przez franciszkanów z Kalwarii Pacławskiej. Wiersz został nagrodzony I miejscem w tymże konkursie, co dało mi dużo radości. Takim oto sposobem znalazłem się rok później na gali nadania imienia o. Wenantego Szkole Podstawowej w Świętem.
Z.W.: - Od przeszło czterech lat pasjonuje się Pan poezją.
K.J.: - Zgadza się. Myślę, że potrzeba człowiekowi, szczególnie młodemu, czegoś, czemu poświęci swój czas wolny, a co nie będzie leżeniem przed laptopem, bądź telewizorem. Ważne, by robił to wyłącznie dla siebie, a nie dla przyszłej korzyści. Mam wrażenie, że gdy już jakiś przeciętny, młody Kowalski postanowi znaleźć sobie hobby, to szuka pod kątem czegoś możliwego do wykorzystania choćby w szkole lub w pracy. Sam kiedyś kierowałem się tymi kryteriami. Pasja powinna być, przede wszystkim dla mnie, dla mojej satysfakcji, rozwoju i odpoczynku. Dopiero potem zastanawiam się, czy da się ją jakoś jeszcze wykorzystać. Jeśli chodzi o poezję, mam tu na myśli raczej pisanie wierszy, aniżeli czytanie ich. Aczkolwiek, raz na jakiś czas przyjemnie jest sięgnąć po innych poetów.
Z.W.: - Dlaczego wiersze?
K.J.: - Przyznam, że sam jestem zaskoczony, że właśnie na wiersze padło. Raczej nie byłem i nie jestem wielkim fanem literatury. Możliwe nawet, że gdyby nie rozpoczęcie tej drogi z mocnym przytupem, nie zostałbym przy tym na dłużej. Już tłumaczę. Swój pierwszy wiersz napisałem w październiku 2017 roku. Byłem wtedy w gimnazjum. Poszukiwałem sposobu na podniesienie oceny z historii o stopień. Nadarzyła się okazja - konkurs historyczny o zasięgu ogólnopolskim, a jak się później okazało międzynarodowym. Tematem przewodnim była wojna polsko-bolszewicka 1919-1920. Spośród kategorii: film, projekt znaczków pocztowych, komiks, praca plastyczna i poezja, tylko ta ostatnia wydawała mi się warta świeczki. Ostatecznie wysłałem trzy wiersze tematyczne na ów konkurs. Kilka miesięcy później do szkoły przyszła wiadomość - przyznano mi I miejsce. Sprawiło mi to ogromną radość i było niesamowitą motywacją do pchnięcia tej poetyckiej machiny. Wspierany i wspomagany przez nauczycielkę wcześniej wspomnianego przedmiotu, swoją drogą jest to przecudowna osoba, stopniowo zaczynałem pisać i wysyłać wiersze na konkursy literackie. Od tego czasu stale rozwijam swoje umiejętności. W pewnym momencie zorientowałem się, że talent przerodził się dodatkowo w pasję. Taka ot historia wierszy w moim życiu
Z.W.: - Patrząc z boku, bez urazy, taka pasja u młodego, pełnego energii mężczyzny, budzi mieszane uczucia...
K.J.: - Osobiście nigdy nie odczułem wstydu z tego powodu. Odkąd pamiętam towarzyszy mi wsparcie rodziny, nauczycieli oraz przyjaciół. Polska historia literatury zdaje się też mieć w swoich szeregach sporą reprezentację mężczyzn, mających na swoim koncie taką twórczość, więc nie sądzę by to było problemem. Zauważyłem jednak, że poeci i sympatycy rymów na ogół w Polsce kojarzeni są z nadwrażliwością i użalaniem się nad sobą. Myślę, że to pozostałości po romantyzmie i bohaterach romantycznych, takich jak Kordian Słowackiego i Werter Goethego. Do niedawna szczególna emocjonalność pojmowana była jako jedna z charakterystycznych cech wielu młodych kobiet, co również mogło nieco zacierać w głowie obraz poety-chłopaka. To wydaje się już zmieniać.
Z.W.: - W jakich okolicznościach najlepiej pisze się Panu wiersze?
K.J.: -Moje ulubione wiersze powstały pod wpływem nagłego przypływu weny. Najczęściej wygląda to tak, że w głowie zakołaczą mi rymy, słowa lub frazy, które fenomenalnie odnalazłyby się w lirycznym gronie. Zdarza się, że towarzyszy temu radosne wykrzyknienie - "eureka". Bywają też przypadki wieloetapowego podchodzenia do jednego utworu. Zwykle dzieje się to wtedy, kiedy bardziej mi zależy na konkretnym przesłaniu, aniżeli na formie i nastroju wiersza. Dwa lata temu, niosąc krzyż na czele ministrantów, w trakcie Drogi Krzyżowej w parafialnym kościele, doznałem olśnienia. Zawitał w mojej głowie konkretny pomysł. Po zakończeniu nabożeństwa chciałem go prędko zapisać, ale ksiądz w zakrystii powiedział, że wychodzimy na Mszę Świętą i na niej mam się teraz skupić. Chyba się to nie udało, gdyż przez calutką godzinę powtarzałem sobie jak litanię ów motyw w głowie, a nawet już układałem pierwsze wersy, starałem się je zapamiętać, gdyż pomysły bywają bardzo ulotne. Był to akurat wiersz z przesłaniem religijnym, więc uznałem to za formę modlitwy (śmiech). Przyczynił się nawet do sukcesu w lokalnym konkursie poetyckim. Zdarzało mi się też wielokrotnie rozpoczynać lub kończyć wiersze czekając na autobus lub jadąc nim. Mam cały notatnik, pełen niedokończonych wierszy.
Z.W.: - Zapytam kolokwialnie - co Pana kręci?
K.J.: -Częstym motywem powracającym w moich wierszach jest noc i jej atmosfera; o niej też mi najłatwiej pisać. Niekoniecznie potrafię wyjaśnić dlaczego. Mogę stwierdzić, że niesamowitą wenę wywołuje u mnie cisza, która zapada wraz ze zmrokiem. Może to brzmieć nieszablonowo, ale mówię tu o ponurym milczeniu, któremu towarzyszy niepokój, swego rodzaju omglona melancholia i niemoc; smutna melodia, którą szczególnie wyczuwam chociażby w wielu wierszach młodopolskiego poety Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Nawet próba opisania tego brzmi bardzo poetycko. Dość powiedzieć, że inspirują mnie do pisania słowa same w sobie. Wystarczy, że zasłyszę, na przykład w piosence lub filmie, jakieś zdanie, które zaczyna pobudzać moją wyobraźnię i - gotowe.
Z.W.: - Kto wśród poetów imponuje Panu?
K.J.: -Jest trzech poetów, którzy muszą dzielić ze sobą tytuł mojego wzoru, ale za to w różnych dziedzinach. Niedoścignionym mistrzem rymów jest dla mnie Krzysztof Kamil Baczyński. Bardzo cenię też dobór słów Jacka Kaczmarskiego w jego tekstach. Jestem zaś zahipnotyzowany nastrojem, który panuje w utworach wspomnianego już Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Moim ulubionym wierszem jest jego utwór - "Na Anioł Pański".
Z.W.: - Jest Pan jednym z tych, którzy lubią być wszędzie i zawsze. W maju tego roku zdał Pan maturę w I Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Jarosławiu, a od października studiuje Pan w Krakowie...
K.J.: -Tak. Studiuję Dziennikarstwo i Komunikację Społeczną na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II. Wydaje się to bardzo dobre miejsce dla mojego rozwoju. Chciałbym spróbować swoich sił jako prezenter radiowy, ale też nauczyć się obsługi programów i narzędzi związanych z realizacją radiowo-telewizyjną. Nawet już podjąłem pierwsze kroki ku temu. Interesuję się też Mediami Społecznościowymi.
Z.W.: - I tak się składa, że już po miesiącu został Pan szefem działu Mediów Społecznościowych...
K.J.: - Rzeczywiście, zostałem zaproszony do kierowania działem Mediów Społecznościowych w Nagrodzie Młodych Dziennikarzy im. Bartka Zdunka, będącej ogólnopolskim konkursem, jak głosi sama nazwa, dla młodych dziennikarzy. Jest to inicjatywa wychodząca z jednego z kół naukowych, działających w ramach mojej uczelni. Bardzo się cieszę z tego wyróżnienia, gdyż dzięki niemu mam możliwość zdobywania nowego doświadczenia i zajmowania się tym, co rzeczywiście mnie interesuje.
Z.W.: - Potrafi Pan dostrzec iskierkę dobroci i sprawić, że przemieni się w ogień miłości. Od 5 lat jest Pan członkiem Ruchu Światło-Życie, który wychowuje do dojrzałego chrześcijaństwa. Co Panu daje zaangażowanie w tym Ruchu?
K.J.: - Ruch pokazuje mi obraz Kościoła, którego nie da się zobaczyć w mediach. Dzięki Oazie zobaczyłem mnogość kapłanów, osób konsekrowanych i świeckich, którzy całym sercem angażują się we wspólnotę, a którzy bardzo często pozostają niewidoczni, w cieniu. Dostrzegłem ogrom troski i poświęcenia siebie, swojego czasu i pieniędzy, nie tyle dla oaz wakacyjnych i posługi w diakonii, ile dla samych uczestników. I oczywiście najważniejsze - spotkałem ludzi, którzy pokazali mi, że Chrystus żyje, a wszystko, co robią jest z miłości do Boga i bliźnich. Postawa ich wszystkich, obraz żywego Kościoła, motywuje i ponagla, aby samemu zacząć działać. Po doświadczeniu wspólnoty nie da się stać bezczynnie. To wszystko sprawiało, że mówiłem sobie "ja też chcę tak żyć". Przez to staram się też dawać świadectwo swojej wiary poprzez posługę animatora grupy na rekolekcjach, a także angażowanie się w różne inicjatywy parafialne i diecezjalne. Na ten moment jestem w trakcie poszukiwania wspólnoty akademickiej, w której będę mógł formować swoją duchowość. Dołączyłem do Służby Liturgicznej pobliskiego kościoła. Oprócz tego, staram się przykładnie wypełniać swoje obowiązki i życzliwie podchodzić do każdego, co też jest niejako moim apostolstwem.
Z.W.: - Wiara i Rodzina to dla Pana ważne wartości...
K.J.: - Wierzę, że wszystko, co mam jest od Pana Boga. Bez Niego nie miałbym talentu, zdrowia, nie spotykałbym tylu dobrych ludzi na swojej drodze. Pobłogosławił mi też moją rodziną, a gdyby nie ona, to bym zapewne Go nawet nie poznał. I tak się to wszystko zazębia.
Z.W.: - Czego Panu życzyć?
K.J.:-W roku akademickim z pewnością czeka mnie jeszcze wiele odpowiedzialnych i ważnych wyzwań. Z pewnością we wszystkim przyda się Boże błogosławieństwo i umiejętność kierowania się Ewangelią.
Z.W.: - Dziękuję za rozmowę i życzę Panu realizacji swoich pasji.
Zdjęcia: Zdzisław Wójcik, Tobiasz Nogaj i archiwum Pana Karola Janigi
Modlitwa Wenantego
Chciałbym tak umieć służyć, by być niewidzialnym,
Wraz z aniołem, mym stróżem, grywać w życia karty;
W każdym drobnym kroku, podobnie do Mistrza,
Zmieniać siebie w miłość, a miłość w Eucharystię.
Stanąć przed Panem jak Matka stała Boleściwa,
Wiarą jak winorośl stóp trzymać się krzyża,
Najmniejszym być ziarenkiem gorczycy,
By na miłość miłosierną jedynie liczyć.
A Ty, Matko, co mnie uważnie tak słuchasz,
Co pokrzepiasz spojrzeniem, z obrazu nadstawiając ucha;
I spoglądasz spod korony wzrokiem matczynym,
Daj żyć modlitwą, tak, jak Ty żyłaś Synem.
Na rycerskie chadzam szlaki, o Niepokalana,
Siła moja w Chrystusowych Świętych Ranach;
Adorując tajemnicę tej niewysłowionej męki,
Ja - Wenanty - sercem skruszonym Bogu składam dzięki.
Jezu Chryste, w swej dobroci, dodaj siły mi na drogę,
Niechaj Twe Najsłodsze Serce chroni przed tym, co Ci wrogie,
Strzec się grzechu i Szatana, aby zdobyć Nieba progi,
Bądź mi tylko raczej Zbawcą, niźli sędzią srogim.
Daj też, Panie, z kolan matki błogosławiąc, dobro siać i pokój,
Aby bracia mniejsi, na klęczkach chodzący wokół,
Pomogli duszom, w których grzech wysiewa niepokoje,
Głośno zakrzyknąć: jeden Bóg i wszystko moje!
Karol Janiga
17.08.2020 r.
Z.W.: - 19 października 2021 r. podziwiałem Pana, wraz z liczną publicznością zgromadzoną w hali sportowej, podczas uroczystości nadania imienia o. Wenantego Katarzyńca Szkole Podstawowej w Świętem w gminie Radymno.
K.J.: - Recytowałem tam autorski wiersz pt. "Modlitwa Wenantego". Napisałem go w 2020 r. specjalnie na II ogólnopolski Konkurs Literacki "Ojciec Wenanty - Czy znasz?", organizowany przez franciszkanów z Kalwarii Pacławskiej. Wiersz został nagrodzony I miejscem w tymże konkursie, co dało mi dużo radości. Takim oto sposobem znalazłem się rok później na gali nadania imienia o. Wenantego Szkole Podstawowej w Świętem.
Z.W.: - Od przeszło czterech lat pasjonuje się Pan poezją.
K.J.: - Zgadza się. Myślę, że potrzeba człowiekowi, szczególnie młodemu, czegoś, czemu poświęci swój czas wolny, a co nie będzie leżeniem przed laptopem, bądź telewizorem. Ważne, by robił to wyłącznie dla siebie, a nie dla przyszłej korzyści. Mam wrażenie, że gdy już jakiś przeciętny, młody Kowalski postanowi znaleźć sobie hobby, to szuka pod kątem czegoś możliwego do wykorzystania choćby w szkole lub w pracy. Sam kiedyś kierowałem się tymi kryteriami. Pasja powinna być, przede wszystkim dla mnie, dla mojej satysfakcji, rozwoju i odpoczynku. Dopiero potem zastanawiam się, czy da się ją jakoś jeszcze wykorzystać. Jeśli chodzi o poezję, mam tu na myśli raczej pisanie wierszy, aniżeli czytanie ich. Aczkolwiek, raz na jakiś czas przyjemnie jest sięgnąć po innych poetów.
Z.W.: - Dlaczego wiersze?
K.J.: - Przyznam, że sam jestem zaskoczony, że właśnie na wiersze padło. Raczej nie byłem i nie jestem wielkim fanem literatury. Możliwe nawet, że gdyby nie rozpoczęcie tej drogi z mocnym przytupem, nie zostałbym przy tym na dłużej. Już tłumaczę. Swój pierwszy wiersz napisałem w październiku 2017 roku. Byłem wtedy w gimnazjum. Poszukiwałem sposobu na podniesienie oceny z historii o stopień. Nadarzyła się okazja - konkurs historyczny o zasięgu ogólnopolskim, a jak się później okazało międzynarodowym. Tematem przewodnim była wojna polsko-bolszewicka 1919-1920. Spośród kategorii: film, projekt znaczków pocztowych, komiks, praca plastyczna i poezja, tylko ta ostatnia wydawała mi się warta świeczki. Ostatecznie wysłałem trzy wiersze tematyczne na ów konkurs. Kilka miesięcy później do szkoły przyszła wiadomość - przyznano mi I miejsce. Sprawiło mi to ogromną radość i było niesamowitą motywacją do pchnięcia tej poetyckiej machiny. Wspierany i wspomagany przez nauczycielkę wcześniej wspomnianego przedmiotu, swoją drogą jest to przecudowna osoba, stopniowo zaczynałem pisać i wysyłać wiersze na konkursy literackie. Od tego czasu stale rozwijam swoje umiejętności. W pewnym momencie zorientowałem się, że talent przerodził się dodatkowo w pasję. Taka ot historia wierszy w moim życiu
Z.W.: - Patrząc z boku, bez urazy, taka pasja u młodego, pełnego energii mężczyzny, budzi mieszane uczucia...
K.J.: - Osobiście nigdy nie odczułem wstydu z tego powodu. Odkąd pamiętam towarzyszy mi wsparcie rodziny, nauczycieli oraz przyjaciół. Polska historia literatury zdaje się też mieć w swoich szeregach sporą reprezentację mężczyzn, mających na swoim koncie taką twórczość, więc nie sądzę by to było problemem. Zauważyłem jednak, że poeci i sympatycy rymów na ogół w Polsce kojarzeni są z nadwrażliwością i użalaniem się nad sobą. Myślę, że to pozostałości po romantyzmie i bohaterach romantycznych, takich jak Kordian Słowackiego i Werter Goethego. Do niedawna szczególna emocjonalność pojmowana była jako jedna z charakterystycznych cech wielu młodych kobiet, co również mogło nieco zacierać w głowie obraz poety-chłopaka. To wydaje się już zmieniać.
Z.W.: - W jakich okolicznościach najlepiej pisze się Panu wiersze?
K.J.: -Moje ulubione wiersze powstały pod wpływem nagłego przypływu weny. Najczęściej wygląda to tak, że w głowie zakołaczą mi rymy, słowa lub frazy, które fenomenalnie odnalazłyby się w lirycznym gronie. Zdarza się, że towarzyszy temu radosne wykrzyknienie - "eureka". Bywają też przypadki wieloetapowego podchodzenia do jednego utworu. Zwykle dzieje się to wtedy, kiedy bardziej mi zależy na konkretnym przesłaniu, aniżeli na formie i nastroju wiersza. Dwa lata temu, niosąc krzyż na czele ministrantów, w trakcie Drogi Krzyżowej w parafialnym kościele, doznałem olśnienia. Zawitał w mojej głowie konkretny pomysł. Po zakończeniu nabożeństwa chciałem go prędko zapisać, ale ksiądz w zakrystii powiedział, że wychodzimy na Mszę Świętą i na niej mam się teraz skupić. Chyba się to nie udało, gdyż przez calutką godzinę powtarzałem sobie jak litanię ów motyw w głowie, a nawet już układałem pierwsze wersy, starałem się je zapamiętać, gdyż pomysły bywają bardzo ulotne. Był to akurat wiersz z przesłaniem religijnym, więc uznałem to za formę modlitwy (śmiech). Przyczynił się nawet do sukcesu w lokalnym konkursie poetyckim. Zdarzało mi się też wielokrotnie rozpoczynać lub kończyć wiersze czekając na autobus lub jadąc nim. Mam cały notatnik, pełen niedokończonych wierszy.
Z.W.: - Zapytam kolokwialnie - co Pana kręci?
K.J.: -Częstym motywem powracającym w moich wierszach jest noc i jej atmosfera; o niej też mi najłatwiej pisać. Niekoniecznie potrafię wyjaśnić dlaczego. Mogę stwierdzić, że niesamowitą wenę wywołuje u mnie cisza, która zapada wraz ze zmrokiem. Może to brzmieć nieszablonowo, ale mówię tu o ponurym milczeniu, któremu towarzyszy niepokój, swego rodzaju omglona melancholia i niemoc; smutna melodia, którą szczególnie wyczuwam chociażby w wielu wierszach młodopolskiego poety Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Nawet próba opisania tego brzmi bardzo poetycko. Dość powiedzieć, że inspirują mnie do pisania słowa same w sobie. Wystarczy, że zasłyszę, na przykład w piosence lub filmie, jakieś zdanie, które zaczyna pobudzać moją wyobraźnię i - gotowe.
Z.W.: - Kto wśród poetów imponuje Panu?
K.J.: -Jest trzech poetów, którzy muszą dzielić ze sobą tytuł mojego wzoru, ale za to w różnych dziedzinach. Niedoścignionym mistrzem rymów jest dla mnie Krzysztof Kamil Baczyński. Bardzo cenię też dobór słów Jacka Kaczmarskiego w jego tekstach. Jestem zaś zahipnotyzowany nastrojem, który panuje w utworach wspomnianego już Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Moim ulubionym wierszem jest jego utwór - "Na Anioł Pański".
Z.W.: - Jest Pan jednym z tych, którzy lubią być wszędzie i zawsze. W maju tego roku zdał Pan maturę w I Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Jarosławiu, a od października studiuje Pan w Krakowie...
K.J.: -Tak. Studiuję Dziennikarstwo i Komunikację Społeczną na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II. Wydaje się to bardzo dobre miejsce dla mojego rozwoju. Chciałbym spróbować swoich sił jako prezenter radiowy, ale też nauczyć się obsługi programów i narzędzi związanych z realizacją radiowo-telewizyjną. Nawet już podjąłem pierwsze kroki ku temu. Interesuję się też Mediami Społecznościowymi.
Z.W.: - I tak się składa, że już po miesiącu został Pan szefem działu Mediów Społecznościowych...
K.J.: - Rzeczywiście, zostałem zaproszony do kierowania działem Mediów Społecznościowych w Nagrodzie Młodych Dziennikarzy im. Bartka Zdunka, będącej ogólnopolskim konkursem, jak głosi sama nazwa, dla młodych dziennikarzy. Jest to inicjatywa wychodząca z jednego z kół naukowych, działających w ramach mojej uczelni. Bardzo się cieszę z tego wyróżnienia, gdyż dzięki niemu mam możliwość zdobywania nowego doświadczenia i zajmowania się tym, co rzeczywiście mnie interesuje.
Z.W.: - Potrafi Pan dostrzec iskierkę dobroci i sprawić, że przemieni się w ogień miłości. Od 5 lat jest Pan członkiem Ruchu Światło-Życie, który wychowuje do dojrzałego chrześcijaństwa. Co Panu daje zaangażowanie w tym Ruchu?
K.J.: - Ruch pokazuje mi obraz Kościoła, którego nie da się zobaczyć w mediach. Dzięki Oazie zobaczyłem mnogość kapłanów, osób konsekrowanych i świeckich, którzy całym sercem angażują się we wspólnotę, a którzy bardzo często pozostają niewidoczni, w cieniu. Dostrzegłem ogrom troski i poświęcenia siebie, swojego czasu i pieniędzy, nie tyle dla oaz wakacyjnych i posługi w diakonii, ile dla samych uczestników. I oczywiście najważniejsze - spotkałem ludzi, którzy pokazali mi, że Chrystus żyje, a wszystko, co robią jest z miłości do Boga i bliźnich. Postawa ich wszystkich, obraz żywego Kościoła, motywuje i ponagla, aby samemu zacząć działać. Po doświadczeniu wspólnoty nie da się stać bezczynnie. To wszystko sprawiało, że mówiłem sobie "ja też chcę tak żyć". Przez to staram się też dawać świadectwo swojej wiary poprzez posługę animatora grupy na rekolekcjach, a także angażowanie się w różne inicjatywy parafialne i diecezjalne. Na ten moment jestem w trakcie poszukiwania wspólnoty akademickiej, w której będę mógł formować swoją duchowość. Dołączyłem do Służby Liturgicznej pobliskiego kościoła. Oprócz tego, staram się przykładnie wypełniać swoje obowiązki i życzliwie podchodzić do każdego, co też jest niejako moim apostolstwem.
Z.W.: - Wiara i Rodzina to dla Pana ważne wartości...
K.J.: - Wierzę, że wszystko, co mam jest od Pana Boga. Bez Niego nie miałbym talentu, zdrowia, nie spotykałbym tylu dobrych ludzi na swojej drodze. Pobłogosławił mi też moją rodziną, a gdyby nie ona, to bym zapewne Go nawet nie poznał. I tak się to wszystko zazębia.
Z.W.: - Czego Panu życzyć?
K.J.:-W roku akademickim z pewnością czeka mnie jeszcze wiele odpowiedzialnych i ważnych wyzwań. Z pewnością we wszystkim przyda się Boże błogosławieństwo i umiejętność kierowania się Ewangelią.
Z.W.: - Dziękuję za rozmowę i życzę Panu realizacji swoich pasji.
Zdjęcia: Zdzisław Wójcik, Tobiasz Nogaj i archiwum Pana Karola Janigi
Modlitwa Wenantego
Chciałbym tak umieć służyć, by być niewidzialnym,
Wraz z aniołem, mym stróżem, grywać w życia karty;
W każdym drobnym kroku, podobnie do Mistrza,
Zmieniać siebie w miłość, a miłość w Eucharystię.
Stanąć przed Panem jak Matka stała Boleściwa,
Wiarą jak winorośl stóp trzymać się krzyża,
Najmniejszym być ziarenkiem gorczycy,
By na miłość miłosierną jedynie liczyć.
A Ty, Matko, co mnie uważnie tak słuchasz,
Co pokrzepiasz spojrzeniem, z obrazu nadstawiając ucha;
I spoglądasz spod korony wzrokiem matczynym,
Daj żyć modlitwą, tak, jak Ty żyłaś Synem.
Na rycerskie chadzam szlaki, o Niepokalana,
Siła moja w Chrystusowych Świętych Ranach;
Adorując tajemnicę tej niewysłowionej męki,
Ja - Wenanty - sercem skruszonym Bogu składam dzięki.
Jezu Chryste, w swej dobroci, dodaj siły mi na drogę,
Niechaj Twe Najsłodsze Serce chroni przed tym, co Ci wrogie,
Strzec się grzechu i Szatana, aby zdobyć Nieba progi,
Bądź mi tylko raczej Zbawcą, niźli sędzią srogim.
Daj też, Panie, z kolan matki błogosławiąc, dobro siać i pokój,
Aby bracia mniejsi, na klęczkach chodzący wokół,
Pomogli duszom, w których grzech wysiewa niepokoje,
Głośno zakrzyknąć: jeden Bóg i wszystko moje!
Karol Janiga
17.08.2020 r.